HOMO Schizoepidemicus_OUT of poza układami_Wojciech Dmochowski

HOMO SCHIZOEPIDEMICUS

Nie jestem antropologiem i dlatego to, o czym teraz będę pisał, należy potraktować raczej jako dziennikarską wizję, niż profesjonalną prognozę. Czuję się jednak ośmielony faktem, że już nie raz tak bywało, że wizje amatorów kształtowały przyszłość gatunku homo sapiens. Nie zrażam się zatem swoją niekompetencją i zaczynam wieszczyć.

Nie jestem antropologiem i dlatego to, o czym teraz będę pisał, należy potraktować raczej jako dziennikarską wizję, niż profesjonalną prognozę. Czuję się jednak ośmielony faktem, że już nie raz tak bywało, że wizje amatorów kształtowały przyszłość gatunku homo sapiens. Nie zrażam się zatem swoją niekompetencją i zaczynam wieszczyć.

Nasz gatunek powoli zmienia swoją kondycję psychiczną.

Dotąd szczycił się tym, że coraz bardziej poznaje otaczający go świat i z tego faktu zyskuje atuty, które pozwalają mu być wyjątkowym, jedynym i niepowtarzalnym tworem Natury. To tylko on potrafi w sposób obiektywny i weryfikowalny oceniać zjawiska, które dla innych istot żywych są niezgłębione, obce, wręcz wrogie. Jest zatem doskonałym tworem, tworem przed którym jedynie świetlana, wspaniała przyszłość zbliżająca jego możliwości wielkimi krokami do Boga.

I w takim upojnym przeświadczeniu trwaliśmy przez ostatnich kilka wieków. Aż tu naraz ktoś puścił bąka. Dobrze znać autora takiego nietaktu. Nieprawdaż? Nie będę teraz pisał o zmianie klimatu, zanieczyszczaniu środowiska, zatruwaniu powietrza, rozpuszczaniu się lodowców itd. Od tego są inni i zrobią to zapewne lepiej ode mnie.

W tych konkretnych przypadkach winny jest oczywisty.

To Zachód, z całą swoją cywilizacją industrialną, pogonią za zyskiem bez oglądania się na skutki.

Mnie zainteresowało coś innego. Choć myśli podobne krążyły mi i zapewne nie tylko mi, od dawna po głowie, to dopiero moja ostatnia wizyta w Szwecji myśli te skonkretyzowała.

Otóż przechadzając się po ulicach Geteborga i kilku innych mniejszych miejscowości zaobserwowałem pewną prawidłowość, która mnie zaskoczyła, a miejscowych, rdzennych Szwedów najwyraźniej nie. W ciągu dnia pracy ulice zapełnione były nieomalże tłumami przybyłych tutaj emigrantów z państw głównie arabskich. Rdzennych Szwedów prawie nie było widać. Później dowiedziałem się, że dlatego, bo Szwedzi w godzinach pracy pracują. A co robią Ci, którzy tłumnie zaludniają wtedy ulice szwedzkich miast? Odpowiedzi wstępnie na to pytanie nie uzyskałem Ale tylko wstępnie.

Sam zacząłem się nieśmiało domyślać, że dobrze ubrane w swoje narodowe stroje, otoczone gromadką dzieci, przechadzające się w zadowoleniu po centrach handlowych kobiety i towarzyszący im zadowoleni z życia mężczyźni muszą mieć jakieś źródło dochodu i to nie najgorsze. Na pytanie w tej sprawie skierowane do przypadkowego Szweda, też nie uzyskałem wstępnie odpowiedzi. Ale tylko wstępnie.

I jeszcze jedno spostrzeżenie.

W trakcie jednego ze spacerów po ulicach Geteborga natrafiłem na gmach tamtejszej chrześcijańskiej katedry. Przy czym słowo „gmach” jest mocno przesadzone. Katedra była, bez obrazy kogokolwiek, wielkości naszej porządniejszej stodoły. Za to kilkaset metrów dalej pysznił się wspaniały, potężny gmach świątyni wyznawców islamu. Na pytanie w tej sprawie skierowane do przypadkowego Szweda też nie uzyskałem wstępnie odpowiedzi.

Ale tylko wstępnie.

Nadszedł czas pożegnania ze Szwecją. W jednej z uroczych nadmorskich knajpek, chyba jeszcze wikińskiej osady spotkałem się z zaprzyjaźnionymi ostatnio Szwedami. Była pyszna ryba smażona, wyśmienita zupa rybna, no i oczywiście wódeczka. Tę i Szwedzi, i my lubimy, jak wiadomo. No i ta wódeczka stała się katalizatorem mojego socjologicznego odkrycia.

Ponowiłem wszystkie wspomniane wcześniej pytania, na które wstępnie nie otrzymywałem odpowiedzi. Tym razem było całkowicie inaczej. Zgodnym chórem, wszyscy moi szwedzcy rozmówcy krzyknęli po angielsku, bo w takim języku była prowadzona konwersacja: „SHIT, BIG SHIT!!!!!”. Okazało się szybko, że ich szlag trafia, że mają tego dosyć, że to skandal pracować na nierobów, że bezczelność emigrantów przekracza już wszelkie granice ….. no i…, że z tym niczego nie da się zrobić. Że mogą o tym pogadać sobie przy wódeczce z przyjaciółmi, w domu z rodziną, ale na ulicy broń Boże. Żadnych komentarzy, żadnych gestów, żadnych nawet nieprzyjaznych spojrzeń.

Dlaczego?

Bo nie wypada. Obowiązuje przecież „political correctness.” Ja na to, że zgadzają się zatem na życie w swoistej społecznej schizofrenii. Co innego w domu, a kompletnie co innego na ulicy. Tu spojrzeli na mnie ze smutkiem i przyznali: „You are right”.

Tyle moich obserwacji szwedzkich. Od ponad roku przeżywamy konflikt rosyjsko-ukraiński. Ocena tego jest raczej w Polsce jednoznaczna. Pominę zatem ją. Mnie zainteresował sposób myślenia zapewne nie tylko kremlowskiej propagandy, ale i milionów zwykłych Rosjan. Otóż według powszechnej w Rosji opinii wszystkiemu winny jest Zachód. To on, jego zgniłe obyczaje, jego rozwiązłość, zniewieściałość, moralny bród, chęć niczym nie pohamowanej dominacji itd., itd. To Zachód jest jedynym j najbardziej niebezpiecznym wrogiem zdrowej tkanki rosyjskiego społeczeństwa. Takie opinie dochodzą do nas z rosyjskich mediów. Wygłaszane one są na tle ulic, którymi poruszają się prawie wyłącznie zachodnie samochody, widzimy prawie wyłącznie salony zachodnich firm. Miliony Rosjan marzą o wakacjach we Francji, Włoszech czy Hiszpanii. Rosjanie ubrani są zazwyczaj w odzież znanych firm zachodnich i to bez wątpienia ze względu na prestiż takiego właśnie noszenia się.

Co się dzieje, czyżby moja teoria była słuszna? Zupełnie z innych pobudek, ale efekt taki sam. Wydaje się, że Rosjanie, podobnie jak Szwedzi, zostali dotknięci nierozpoznaną jeszcze formą społecznej schizofrenii.

Miejmy się na baczności. Bo choć mówię to z ogromnym strachem, zaczynam odnajdować także w nas, Polakach oznaki powolnej zmiany kondycji psychicznej i symptomy przeistaczania się z HOMO SAPIENS w HOMO SCHIZOEPIDEMICUS.

Wojciech Dmochowski_OUT of poza układami

Wojciech Dmochowski

Zastępca redaktora naczelnego OUT of

IDEA NO WAR
Nasz rejs, nasza podróż dokoła świata, nasza idea no-war, to manifest przeciw wszelkim wojnom jakie toczymy. Wojnom o zasoby, o zyski, o energię, dane, surowce i ziemie. Wojnom zrodzonym z głupoty nienawiści i chciwości.

Nasz rejs to symbol wolności i siły. Siły, jaką każdy z nas ma w sobie. Siły, dzięki której wspólnie możemy zmienić nasze otoczenie.

pl_PL
Skip to content