Książki pod kościołem, regały na wozie, truskawki w Szwecji i Sejm. Poznajmy Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców.

Od zrywania truskawek w Szwecji po prężnie działający własny biznes i Sejm Rzeczpospolitej. Wydaje się, że to idealna droga dla kogoś, kto ma dbać o interesy małych i średnich firm w naszym kraju. Co już zrobiono, a co jeszcze zostało do zrobienia, aby polski przedsiębiorca mógł działać swobodnie i pewnie w rozmowie Ryszarda Sobocińskiego z Adamem Abramowiczem – Rzecznikiem Małych i Średnich Przedsiębiorców (MŚP).

Ryszard Sobociński: Zacznę od pewnej tezy. Tezy, którą później zamienię w pytanie. Realia biznesowe pokazały, że mali i średni przedsiębiorcy potrzebują ochrony. Ochrony przed urzędami i urzędnikami. Ale czy przedsiębiorcom potrzebny jest ich rzecznik?

Adam Abramowicz: Praktyka dość dobitnie pokazuje, że mój urząd jest potrzebny. Wniosków o moje interwencje jest bardzo dużo. Co więcej, zakres oczekiwanej pomocy przekracza kompetencje przedsiębiorców. Biznes ma kompetencje do prowadzenia działalności gospodarczej, ale brakuje mu ich w sporach z urzędami. Wcale mnie to nie dziwi. 

Najwięcej wniosków o pomoc napływało oczywiście w pandemii, kiedy przedsiębiorcy stracili grunt pod nogami i czarna rozpacz pojawiła się im w oczach. Nie było żadnej innej instytucji, do której mogliby się zwrócić o pomoc. Dostawaliśmy wtedy ponad 500 wniosków tygodniowo. Wszystkim musieliśmy pomóc i we wszystkich sprawach podjęliśmy odpowiednie działania.

Pomagaliśmy w przypadkach postępowań administracyjnych, kiedy sanepid na przykład przychodził z gotową decyzją o zamknięciu firmy bez przeprowadzania nawet śladu postępowania w tym zakresie, albo kiedy nakładał na przedsiębiorców kary po 30 000 zł, które się opierały na domniemaniu, że w środku zakładu fryzjerskiego jest klient. Bez żadnych dowodów. Wszystkie sprawy wygraliśmy.

Ale i po pandemii cały czas mamy wnioski zarówno w sporach z urzędami skarbowymi, jak i z ZUS-em. Tych ostatnich jest w tej chwili najwięcej. Niestety ZUS to instytucja, która nadal nie przyjmuje do wiadomości, że istnieje Konstytucja Biznesu i że urzędnicy powinni się kierować jej zasadami. Na przykład zasadą, że co nie jest zabronione, jest dozwolone, zasadą domniemania uczciwości, zasadą rozstrzygania niejasności na korzyść przedsiębiorcy, zasadą proporcjonalności i zasadą pewności prawa. 

Praktyka działania Rzecznika pokazuje, że skoro są wnioski o pomoc i skoro możemy pomagać, a na dodatek jeszcze skutecznie to robimy, to znaczy, że jesteśmy potrzebni przedsiębiorcom. No bo jakie szanse w starciu z instytucjami państwowymi może mieć w Polsce mały przedsiębiorca? Bez nas byłoby im bardzo trudno sobie poradzić.

 

RS: Czasy wczesnej Solidarności pokazały, że potrafimy się konsolidować. To dlaczego biznes w obecnych czasach nie widzi sensu, nie chce się łączyć, zrzeszać i działać wspólnie? A przecież mikro, małe i średnie przedsiębiorstwa wypracowują około 50% PKB.

AA: Myślę, że nie wierzą, że mogą mieć wpływ na cokolwiek. Może to brak zaufania? Może to dlatego, że jesteśmy skrajnymi indywidualistami. Uważamy, że kolega przedsiębiorca, nawet jeżeli będzie działał w takiej samej organizacji, to będzie działał tylko na swoją korzyść, a nie na rzecz wszystkich członków, że lepiej będzie, jak z naszymi problemami poradzimy sobie sami. To przekonanie sprawdza się, dopóki kłopoty przedsiębiorców nie dopadną, dopóki udaje się działać w pojedynkę. Gorzej, gdy np. jakaś instytucja rzeczywiście zacznie kontrolę i robi to w sposób, przed którym nie potrafią się sami skutecznie obronić. Dopiero wtedy podnoszą larum. Nie bardzo jednak wiadomo, do kogo zwrócić się o ten ratunek. Bo nie ma organizacji, która skutecznie by ich wspierała. A rządzący o tym wiedzą. Tak było z Polskim Ładem i z różnymi pomysłami rządowymi w ramach tej “reformy”. Gdyby poprzedni rząd, wprowadzając Polski Ład, miał świadomość, że natrafi na opór przed tymi złymi zmianami – bo to były zmiany fatalne dla naszego środowiska – to by tego pewnie nie zrobił! Co prawda w wyborach się okazało, że dostał czerwoną kartkę od przedsiębiorców, ale szkód nie naprawił. Teraz prezes Jarosław Kaczyński mówi, że to był błąd i że jak wrócą do władzy, to wszystko naprawią. Gdybyśmy wtedy mieli tę siłę, która wynika ze wspólnego działania, to byśmy temu zapobiegli. Ale nie mieliśmy widać na to czasu ani ochoty.

To podejście rządzących się nie zmienia, niezależnie od tego, jaki obóz jest u władzy. Nie dalej, jak kilka dni temu pojawiła się informacja, że rząd się wycofuje z obietnicy przywrócenia poprzedniego sposobu opłacenia składki zdrowotnej, która to obietnica padła bardzo wyraźnie w kampanii wyborczej. To jest konkretny sprawdzian dla środowisk biznesowych. Sprawdzian, czy potrafią działać. Bo nie mamy mocnych organizacji zrzeszających małych i średnich przedsiębiorców. Spodziewam się niestety, że jeżeli nawet będzie słychać ten głos, to będzie on cichy i z niezbyt wielu miejsc będzie się wydobywał. Natomiast gdybyśmy wszyscy mówili jednym głosem, to pewnie wspomniany sondaż wypadłby na niekorzyść tezy, że z przedsiębiorcami można zrobić wszystko, obiecać im wszystko, a potem niczego nie realizować.

Do końca mojej kadencji, a pewnie i dłużej, będę oczywiście głośno mówił, że trzeba obietnice wypełniać, ale też będę głośno mówił, że trzeba nasze środowisko konsolidować. Doskonałym przykładem tego, co można zrobić, gdy się jest razem, są przedsiębiorcy z branży rolniczej. Rządzący usłyszeli ich głos. Może też w końcu pozostali przedsiębiorcy zobaczą, że można coś uzyskać, gdy zaczną się zrzeszać.

Widzę również finansową przeszkodę nie pozwalającą przedsiębiorcom się łączyć. Żeby utrzymać organizację i żeby mogła skutecznie działać, trzeba jej coś z siebie dać. A tu nierzadko pojawia się problem z uzyskaniem 10 czy 50 zł miesięcznie od przedsiębiorcy na funkcjonowanie organizacji. 10 zł to cena jednego, czy dwóch piw. 

Poza tym jest pewna bariera mentalna. To przyzwyczajenie, że nam się wszystko należy nieodpłatnie. Uważam, że takie myślenie jest ANTYprzedsiębiorcze i uderza w całe środowisko!

Ale liczę, że to podejście się zmieni. Ostatnie wybory pokazują, że niektóre środowiska zaczynają widzieć i swój potencjał, i swoją sprawczość. Krótko mówiąc, wciąż mamy szansę wygrać.

 

RS: Zgadzam się, że możemy to zmienić. Warto przecież sobie uświadomić, że nie dość, że przedsiębiorców jest w Polsce dużo, to jeszcze przecież mają rodziny, znajomych, pracowników, a to znaczy ogromny wpływ na masę ludzi. To się powinno liczyć w milionach głosów wyborczych.

AA: Właśnie to jest niezwykłe, choć z drugiej strony i trochę przygnębiające, że wielu uważa, że niczego się nie da zmienić. W ten sposób powoli umierają, bo mały biznes umiera w ciszy. Czasem tylko widzimy na ulicach napis w witrynie lokalu, że jest on do wynajęcia, albo że ostatnia szansa na wielki rabat przy zakupach. Taki napis to często nekrolog kolejnego małego biznesu. Niestety wielu przedsiębiorców nie wierzy w jakiekolwiek możliwości wspólnego skutecznego działania na rzecz wspólnego dobra. 

Ale jest światełko w tunelu. Jest pewna grupa, która ma dość determinacji i energii, żeby walczyć o swoje. Widzę i czuję to na spotkaniach, w czasie rozmów i debat. To młodzi, odważni przedsiębiorcy z pokolenia Z. Czują swoją szansę i nie chcą jej zmarnować. Pozostali powinni się od nich uczyć!

 

RS: Młodzi, ambitni, niezależni i skuteczni to odwrotność tego co często widzimy w polityce, czyli ludzi bez kompetencji, bez doświadczenia biznesowego, biernych, miernych, ale wiernych. 

Jakie kompetencje powinien mieć rzecznik małych i średnich przedsiębiorców? Jakie kompetencje powinni mieć politycy pracujący na rzecz polskiej przedsiębiorczości?

AA: Wydaje mi się, że Rzecznik przede wszystkim powinien być przedsiębiorcą. To jest niezbędne, dlatego że dopiero praktyka, dotknięcie tego prawdziwego własnego biznesu powoduje, że człowiek wie, jak to wszystko funkcjonuje. A co widzimy w polityce? Ludzi, którzy często nie mają o tym pojęcia. Trudno o poszanowanie praw przedsiębiorców, jeśli w Sejmie niewiele jest osób, które mają doświadczenie zebrane w przedsiębiorczości. Przedsiębiorcy nie garną się do polityki. W związku z tym większość w Sejmie to budżetówka. Trudno jest wytłumaczyć komuś, kto pieniądze brał zawsze z bankomatu, że te pieniądze ktoś musi wcześniej wypracować, że to nie jest tak, że jak się przyciśnie wypracowujących dochód narodowy, to oni będą w nieskończoność mogli płacić więcej.

Politycy mają swoje plany na wydawanie naszych pieniędzy, ale brak im wiedzy na temat mechanizmów gospodarki. Nie wiedzą o Krzywej Laffera, o tym, że, jak się przesadzi z podnoszeniem podatków, to dochód do budżetu nie wzrasta, tylko zaczyna spadać, a jeżeli koszty przewyższają dochody, to firma musi się zamknąć. 

Poza tym tylko ten, który prowadził firmę, wie, jak ciężka to jest praca. Nie da sobie wmówić, że małe firmy są niepotrzebne, bo taka narracja ostatnio się upowszechnia: po co nam małe firmy, najlepiej, jakby były tylko duże korporacje i firmy państwowe. To dla mnie taka lewicowa pseudoopiekuńcza narracja, że niby więksi, czyli państwowe firmy do spółki z korporacjami, zadbają o nasz dobrobyt lepiej.

Nie ufam takim poglądom. Uważam, że istnieją pewne, niezbywalne prawa człowieka, jak wolność do tego, żeby sobie organizować pracę po swojemu, żeby zarabiać na własne życie, tak jak się chce. Tej wolności nie można ludziom odmawiać! Poza tym popatrzmy, jaki mieliśmy i jaki mamy skok gospodarczy od osiemdziesiątego ósmego roku, od ustawy Wilczka. Cechą charakterystyczną polskiej gospodarki jest duża ilość małych firm. W tej chwili jest ich ponad 2,5 miliona. Ta struktura powodowała, że nasza gospodarka była elastyczna, efektywna, że mogliśmy się szybko przystosowywać do różnych sytuacji, także kryzysowych. W roku 2008 gładko przeszliśmy przez wielki kryzys globalny właśnie dzięki temu, że mamy te miliony małych firm, które się dość szybko przystosowały do zmiennych i trudnych warunków.

A więc bez wiedzy praktycznej jak funkcjonuje przedsiębiorca, nie da się podejmować decyzji optymalnych dla całości gospodarki. Ale troszeczkę się to zmienia na plus. Dlaczego? Bo chociaż polityków przedsiębiorców mamy w Sejmie jak na lekarstwo, to wielu z nich ma  już dzieci, które są przedsiębiorcami. Podobnie jest z urzędnikami. Wiem to, bo z nimi regularnie się spotykam i rozmawiam. Jeden z dyrektorów izb skarbowych opowiadał mi, że co niedziela, na rodzinnym obiedzie musi się tłumaczyć przed synem, który prowadzi biznes, z tego, co robią politycy i urzędnicy. Nie są to miłe rozmowy… Po takim doświadczeniu optyka się natychmiast zmienia.

 

RS: Od czego zaczął pan swój biznes? Jaką drogę przeszedł Pan zanim zasiadł w niezbyt wygodnym fotelu rzecznika małych i średnich przedsiębiorców.

AA: Faktycznie fotel niezbyt wygodny, bo pracy mnóstwo i wyzwania ogromne, ale nie narzekam, bo wiedziałem, na co się piszę. W tej pracy taryfy ulgowej i miejsca na odpoczynek nie ma. Tu trzeba nieustannie i pomagać przedsiębiorcom, i jednocześnie patrzeć władzy na ręce.

A wracając do początków mojej przedsiębiorczości, to wszedłem w biznes zaraz po uchwaleniu ustawy Wilczka. Zaczynałem od sprzedawania książek przy kościele. Dlatego przy kościele, że to była enklawa, pozwalająca działać w zasadzie bez żadnych pozwoleń. Ściągaliśmy z Polski różne książki i sprzedawaliśmy obok kościoła, a urząd skarbowy się nie czepiał. Następnie założyłem szkołę języków obcych. Potem pojechałem za granicę zarobić trochę więcej i trochę lepszych pieniędzy, żeby otworzyć bardziej poważny biznes. Pracowałem 3 miesiące w Szwecji i 3 miesiące w Belgii. To były takie czasy, że jak za te 3 miesiące pracy przywiozłem w przeliczeniu około 1000 $, to była to poważna kwota na rozpoczęcie biznesu w Polsce. Teraz to już nie robi w ogóle żadnego wrażenia. Ale wtedy to pozwalało na uruchomienie działalności w postaci hurtowni spożywczej. 

Jednak zanim dojdę do tego, dodam tylko, że w Szwecji pracowałem, zbierając truskawki i jabłka i wyrywałem chwasty. Rolnik, który nas zatrudniał, miał małe gospodarstwo ekologiczne, więc nie stosował środków ochrony roślin. Do zwalczania chwastów i do ochrony roślin dających zbiory i zarobek używał Polaków. Natomiast w Belgii pracowałem na budowie. Też w takiej malutkiej firmie, która zagospodarowała nieczynne fabryki i przerabiała je na nowoczesne hale magazynowe. 

Dzięki temu mogłem otworzyć wspomnianą hurtownię, którą prowadziłem z trzema kolegami. To też ciekawa historia. Były to czasy wybuchu przedsiębiorczości i wiele osób szukało wtedy swojej szansy wykorzystując co tylko się dało.

Jeden z naszej czwórki miał gospodarstwo rolne. Pamiętam, jak wieźliśmy regały do hurtowni kupione na złomie. Wieźliśmy nie byle czym – furmanką zaprzężoną w prawdziwego konia! W pewnej chwili przejeżdżaliśmy koło przedsiębiorcy, który jeszcze w PRL-u robił nagrobki, a po wejściu w życie ustawy Wilczka założył hurtownię piwa. Gdy nas zobaczył, to z drwiną w głosie zawołał całą załogę na darmowe piwo. Inni też pokazywali nas palcami i wyśmiewali. Nasza determinacja jednak udowodniła, że nie warto było. Po półtora roku na całego uruchomiliśmy handel piwem, a on musiał biznes zamknąć, bo nie nadążył za zamianami na wolnym rynku.

Później zorganizowaliśmy sobie dwa samochody do transportu. Ja za te zarobione za granicą pieniądze kupiłem jeden. To był używany Wartburg kombi. Śmiesznie to wyglądało, jak woziłem nim piwo i inne towary do hurtowni. Cud, że się nie rozpadł. A później już poszło szybko. Był rynek zbytu, sklepy, odbiorcy i uzupełniliśmy tabor o samochody dostawcze. Następnie pojawiły się w ramach tego biznesu sklepy, które zaopatrywaliśmy w naszej hurtowni. W ten sposób skorzystaliśmy z możliwości szybkiego rozwoju firmy.

Jeszcze później założyłem sieć sklepów detalicznych “Nasze Sklepy”. Szybko doszedłem do wniosku, że skoro do Polski wchodzi kapitał zachodni, to bez zorganizowania się polscy kupcy nie dadzą rady. Przekonałem więc 17 kolegów do założenia spółki z o.o. Stworzyliśmy sieć franczyzową “Nasze Sklepy”. Był moment, że zrzeszaliśmy 200 sklepów, razem robiliśmy promocje, razem negocjowaliśmy ceny i razem działaliśmy na rynku.

 

RS: Patrząc na to, co się dzisiaj dzieje na rynku, to był to strzał w dziesiątkę! Sieci dyskontów praktycznie pozamiatały cały rynek drobnych sprzedawców i ich sklepów. To, co pan wymyślił i stworzył, miało gigantyczny potencjał!

AA: Przekształciliśmy się, żeby funkcjonujące w Polsce różne sieci sklepów połączyć ze sobą. Sieci były niezależne i było ich sporo. Czasy dla mniejszych sklepów szły coraz gorsze. Potrzebowaliśmy własnego hurtu, a że nie mieliśmy kapitału na wybudowanie własnych hurtowni i własnych sklepów, to chciałem się zrzeszyć z innymi. Jeździliśmy po całej Polsce. Jeżeli chodzi o detal, to istniał klimat do rozmów, ale z hurtowniami było gorzej. Nie pomogły namowy i argumenty. Biznes się nie udał. Zupełnie innych zasadach weszliśmy w struktury „Delikatesów Centrum”. Tak się skończyła nasza niezależność i idea stworzenia własnej spółki akcyjnej.

Niedługo później zacząłem pracować jako samorządowiec. Wkrótce wybrano mnie do Sejmu i zacząłem pracować już jako polityk na rzecz polskiej przedsiębiorczości i wzmacniania małych polskich firm. Gdy pojawiła się możliwość objęcia urzędu Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców, to nie namyślałem się ani sekundy.

 

RS: I co teraz? Sześcioletnia kadencja Rzecznika powoli się kończy, ale ja sobie nie wyobrażam, żeby wypracowany przez pana potencjał miał się zmarnować. Wraca Pan do biznesu, czy wciąż będzie Pan pomagał przedsiębiorcom? 

AA: To prawda, kadencja się kończy. Ale wiem też, że pojawiła się oddolna inicjatywa przedsiębiorców, żeby przekonać premiera Tuska i większość sejmową do zmiany ustawy. Obecnie przewiduje ona, że urząd Rzecznika można sprawować przez jedną kadencję. Przedsiębiorcy proponują, by wprowadzić dwu-kadencyjność. Nie ukrywam, że chciałbym kilka spraw, które rozpocząłem i które mogą pomóc polskiej przedsiębiorczości, skutecznie dokończyć. No ale jeżeli okaże się, że ta inicjatywa jest nieskuteczna, to będę inaczej chciał wykorzystać nasz potencjał.

Mamy obecnie w radzie przy Rzeczniku MŚP wielu przedsiębiorców, którzy chcą działać. W tej chwili jest to ponad 400 organizacji. Istnieje Rada Konsultacyjna i Rada Naukowa. Myślę, że zbudowaliśmy też duże zaufanie ze strony całego środowiska MŚP. Być może więc podejmę próbę stworzenia organizacji dla małych i średnich przedsiębiorców. Im głośniej będziemy mówili, im bardziej świadomi będziemy, tym większe mamy możliwości wpływania na przepisy i rządzących. Wierzę, po wielu spotkaniach i rozmowach, że polscy mali i średni przedsiębiorcy potrafią wspólnie działać. Wierzę, że jak będą chcieli, to wspólnie uda się nam stworzyć organizację, która będzie skutecznie prowadzić dialog z władzą. Z każdą władzą: z obecną i następną, i z kolejnymi również. Z władzą, która nie będzie mogła nas nie zauważać.

Każda poważna zmiana zaczyna się od idei jednej osoby, która mobilizuje innych i wspólnie są w stanie stworzyć masę krytyczną, z którą trzeba się liczyć. Cel jest jasny. Polska przedsiębiorczość musi mieć możliwość skutecznego rozwoju, zarabiania i utrzymania się w konkurencyjnej rzeczywistości biznesowej. W swoim własnym kraju, w Europie i na świecie. Państwo ma w tym pomóc, a jak nie, to przynajmniej nie przeszkadzać.

 

RS: Czekam niecierpliwie na nasze następne spotkanie. Być może w zupełnie innej rzeczywistości, która, mam nadzieję, bardziej będzie sprzyjać rozwojowi polskiej przedsiębiorczości

Adam Krzysztof Abramowicz – Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców

Ryszard Sobociński_redaktor_OUT of poza układami

Ryszard Sobociński – redaktor OUT of.

Uważny obserwator otaczającej nas rzeczywistości. Krytyczny recenzent ludzkich poczynań. Wieloletni specjalista i praktyk marketingu, PR i medializacji.

IDEA NO WAR
Nasz rejs, nasza podróż dokoła świata, nasza idea no-war, to manifest przeciw wszelkim wojnom jakie toczymy. Wojnom o zasoby, o zyski, o energię, dane, surowce i ziemie. Wojnom zrodzonym z głupoty nienawiści i chciwości.

Nasz rejs to symbol wolności i siły. Siły, jaką każdy z nas ma w sobie. Siły, dzięki której wspólnie możemy zmienić nasze otoczenie.

pl_PL
Skip to content